Dziennikarz i publicysta. Dwukrotny laureat nagrody „Grand Press". Znany jako prowadzący programy "Mam talent", "Między sklepami" oraz "Ludzie na walizkach".
KS. ARTUR STOPKA: Miałeś w życiu jakieś kryzysy wiary?
SZYMON HOŁOWNIA: – Od najmłodszych lat koledzy ze mnie żartowali, że będąc niemowlęciem w piątki odmawiałem pokarmu matki, a mając roczek sam w niedzielę pchałem wózek do kościoła. Mówić poważnie, to od dziecka byłem pod bardzo silnym wpływem mojego proboszcza, cudownego księdza. Byłem ministrantem potem animatorem tego ruchu, strasznie to wszystko przeżywałem, a w pewnym momencie życia doszedłem do wniosku, że muszę być księdzem. Poszedłem do zakonu dominikanów. Później z niego wyszedłem i to postawiło parę rzeczy w moim życiu pod znakiem zapytania. Rzuciłem się w wir życia, robienia kariery, robienia różnych ciekawych rzeczy, wchodzenia w „ciekawe” relacje z ludźmi, czyli zająłem się wszystkim tym, co jest potrzebne, aby się stoczyć. Ale oczywiście nie robię z tego „męczeństwa”, nie leżałem pod mostem zaćpany narkotykami, nie doznałem olśnienia, nikt mnie z tego nie wyciągnął, tylko generalnie to życie było dość niefajne. No i po pewnym czasie, pod wpływem rozmów z wieloma ludźmi Kościoła zdecydowałem się wstąpić do dominikanów drugi raz. Jak się okazało, też po to, aby z niego odejść po kilku miesiącach, ale już jako inny człowiek. Przeżyłem tam „pralkę” duchową, psychiczną i fizyczną. Odkryłem, że to co mi się wydaje nie jest tom, co jest. I wtedy dopiero tak naprawdę zacząłem szukać wiary w Boga, polegającej na spotkaniu z Osobą, która ma uczucia, która tęsknić, z która mogę się spierać, czasem kłócić, ale przede wszystkim łączy mnie z nią relacja oparta na wzajemnej miłości. I tej wiary nadal szukam.
KS. ARTUR STOPKA: Znalazłeś swoje miejsce w Kościele?
SZYMON HOŁOWNIA: – Od zawsze chciałem robić rzeczy najważniejsze. Dlatego miedzy innymi próbowałem zostać księdzem. Dlatego pracowałem z ludźmi umierającymi w reanimacji. A później odkryłem, że chyba mam pomagać ludziom odkrywać ich rzeczy najważniejsze. Mam być kimś, kto stoi przed kościołem i do wejścia do niego zachęcał, o nim mówił, żebym przekonywał, że w tym Kościele nie jest tak źle, jak o tym mówią. Moim zadaniem jest pisanie o Panu Bogu. To jest moje powołanie.